wtorek, 11 października 2016

Zostałam z dzieckiem w domu - a Tobie nic do tego.



A co, jeśli mąż cię opuści i zostaniesz na lodzie?
"Ale jak to, nie idziesz do pracy?", "Jak możesz się tak uwsteczniać"?, "Nie nudzi cię takie siedzenie w domu z bachorami"?, "A co, jeśli mąż cię opuści i zostaniesz na lodzie"?  To tylko kilka zdań, które co jakiś czas mama, decydująca się zostać z  dziećmi w domu, może usłyszeć z ust bardzo życzliwych ludzi. Oczywiście nie są to życzliwe osoby, tylko w głębi serca nieszczęśliwi ludzie, którzy pragną zabawić się Twoim kosztem, sprawić Ci przykrość i dzięki temu choć przez minutę poczuć się lepiej.  Uświadomienie sobie tego faktu naprawdę wiele rozjaśnia w głowie - polecam :) Na szczęście sama nie słyszałam, aby ktoś nazwał mojego synka bachorem, jednak słyszałam już takie żale od innych mam. Nie wierzę, że osoba wypowiadająca takie słowa tak się martwi, że zostanę bez środków do życia, jeśli mąż mnie zostawi/zdradzi/ucieknie za granicę - do wyboru do koloru. Jeśli miałabym tak myśleć, to nie zakładałabym rodziny z tym człowiekiem, a najlepiej w ogóle nie wychodziła z domu, bo przecież za rogiem może spaść mi cegła na głowę. Czy siedzenie w domu z dzieckiem jest nudne i uwsteczniające? Ja to traktuję jako pewien etap w życiu - zawsze najważniejsza dla mnie była rodzina i tego się trzymam - bo to jest moje życie i moje marzenia. Teraz chcę poświęcić się właśnie rodzinie, nie zapominając oczywiście o swoich potrzebach. Czy się uwsteczniam? Mamy opiekujące się dziećmi w domu nadal potrafią czytać i wyjść na kawę ze znajomymi, zapewniam Was ;) Co w takiej sytuacji zrobi naprawdę życzliwa koleżanka? Zaproponuje Ci pomoc, może przypilnuje na godzinę dzieciaków, abyś mogła spokojnie skoczyć do fryzjera czy na szybką kawę z mężem? Albo zwyczajnie wysłucha. Tak tak, mamy opiekujące się dziećmi w domu również mają swoje problemy i smutki, choć mogłoby się wydawać, że cały dzień siedzą i oglądają kolejny odcinek pierwszej miłości ;)

Zostałam z dzieckiem w domu - a Tobie nic do tego.
Mama zdecydowała się zostać z dziećmi w domu i na kilka lat zrezygnować z życia zawodowego. To jest wspólna decyzja jej i ojca dziecka. Chce dla swojego małego człowieka jak najlepiej - pragnie dać mu bliskość, miłość i najlepszą opiekę. Czemu tylko to dziwi tak wiele osób i co i rusz musi się ze swojego wyboru tłumaczyć przed innymi ludźmi, a zwłaszcza innymi matkami? Sama nie oceniam mam, które zdecydowały się wrócić do pracy kilka miesięcy po porodzie. Nie oceniam mam, które oddały dzieci do żłobków czy pod opiekę niań. To są ich wybory, może zmusiła ich sytuacja finansowa, a może kochają swoją pracę i nie wyobrażają sobie życia bez niej? Może potrzebują odskoczni od dziecka, bo inaczej zwariują, co na pewno nie odbije się dobrze na ich małym szczęściu? I to jest dobre - bo to jest indywidualna decyzja mamy. Nie nazywam ich wyrodnymi matkami, nie oceniam, a jeśli proszą o radę, to staram się zrozumieć i podejść życzliwie, chociaż moje zdanie jest odmienne, to jednak potrafię uszanować wybór innych mam. Sama zdecydowałam się zostać z dzieckiem w domu - a w drodze jest kolejne. A "życzliwym" mówię: to jest moja decyzja i uważam ją za najlepszą dla mojej rodziny. Wchodzeniu z butami w moje życie mówię stanowcze nie. A jeśli chcesz mi pomóc - zabierz dzieciaki na plac zabaw, a ja lecę na paznokcie ;)

Jesteś utrzymanką.
Czasem pada jeszcze jeden argument - mama, która została w domu z dziećmi jest utrzymanką swojego męża. Ja się pytam - jak to utrzymanką? Czy rodzina nie jest ważna? Czy teraz naprawdę najważniejsze są pieniądze, a relacje i więzi rodzinne odeszły do lamusa? Czy praca, którą taka mama codziennie wykonuje w domu, aby wychować fajnego, młodego człowieka się nie liczy? Oczywiście, nikt za nią nie płaci, ale mądry i wartościowy partner czy mąż docenia tą pracę i cieszy się, że nad jego własnym dzieckiem czuwa jego matka.   Są rodziną, wspierają się i wspólnie podejmują decyzje. Jeśli taki układ obojgu pasuje, to o co się rozchodzi? On wie, że ona odwala kawał świetnej roboty. Sam również podjął taką decyzję, zatem to nie on uważa, że jego żona jest jego utrzymanką. O utrzymance najczęściej wspominają inne kobiety. Zastanawiam się tylko, czy z zazdrości, czy może z żalu, że niektórym nie dano było przebywać z dzieckiem przez kilka pierwszych lat? I tak się zdarza, ale czy naprawdę musimy z powodu swoich żali i pretensji wylewać na innych wiadro jadu? Żeby choć na chwilę było nam lepiej? Moim zdaniem nie tędy droga.

Kulturalne pytania i wymiana poglądów na poziomie.
Wiecie, to nie jest absolutnie tak, że mnie już w ogóle nie można zapytać o moje plany na przyszłość, bo ja się zaraz obrażę i odwrócę tylną częścią ciała. Ale czym innym jest kulturalne pytanie o moje plany zawodowe i wymiana poglądów na poziomie, a czym innym jest dobijanie mnie, straszenie i wmawianie mi na siłę swoich poglądów i narzucanie swojego zdania.  Na takie coś się nie zgadzam.

Żyj i pozwól żyć innym.
Bardzo chciałabym, aby wszyscy wyznawali zasadę: "Żyj i daj żyć innym". Nie wtrącali nosa w nie swoje sprawy, nie ustawiali innym życia po swojemu, nie wchodzili z buciorami w ich życie. Sama postępuję tak od zawsze, może dlatego jest to dla mnie tak naturalne. I może dlatego tak mnie dziwi, jeśli zjawi się ktoś, kto usiłuje wcisnąć mi swój scenariusz o moim życiu. Jednak ja się już na to nie zgadzam. Za długo żyłam pod kloszem i starałam się zadowolić wszystkich wokół. Trzeba myśleć o sobie i podejmować samodzielne, dorosłe decyzje. A inni? Niech gadają, jeśli lubią. Ja nie muszę ich słuchać, a zamiast tego włączę na pełen regulator ten odcinek pierwszej miłości - i tego się trzymajmy ;) 


Będzie mi bardzo miło, jeśli kulturalnie podyskutujemy i wymienimy poglądy :)